Tradycyjne kung fu od zawsze było moją pasją. Głęboko wierzę w jego sens i nie odkryty potencjał. Świat się zmienia, a stara wiedza, często trudna, niezgłębiona zaczyna bezpowrotnie znikać. Ćwiczę od 1996 roku. Zaczynałem od Białego Żurawia, sandy sportowej, liznąłem trochę Hung Gar oraz prozdrowotnego Tai Chi. Od 2003 styl Qi Xing Tang Lang Quan (styl Siedmiogwiezdnej Modliszki) w który całym sobą wsiąkłem. Przez te wszystkie lata, niezliczone doświadczenia, zarówno wzloty jak i upadki, zacząłem dostrzegać jak niewiele jest ludzi w tym kurczącym się środowisku, którzy de fakto rozumieją to co robią. Niewielu zadawało sobie trud, a ci którzy zaczynali rozumieć, poddawali się, gdyż ich ciała rozpadały się na skutek źle rozumianego wcześniej treningu. Co więcej w naszej szkole presja oraz trudy treningowe, nie rzadko, kończyły się ucieczką w uzależnienia, a czasami nawet chorobami psychicznymi.
Z zawodu jestem fizjoterapeutą oraz trenerem przygotowania motorycznego. Powodem obrania takiej drogi kiedyś, w przeszłości, było również kung fu. Pokazało mi to jak ogromne luki w wiedzy powstały w tej przekazywanej z pokolenia na pokolenie sztuce. Tajemnice, brak krytycznego spojrzenia, konfucjoński model uczący posłuszeństwa ucznia do nauczyciela (co samo z siebie nie musi być złe, jeśli nauczyciel wie co robi oraz ma porządek w głowie), sekciarstwo nie pomagały, aby przetrwały szczegóły które nadawały sensu całemu przekazowi. Współczesna nauka wiele tłumaczy. Nauczyciele, których spotkałem na swojej drodze, na różnych poziomach byli w stanie dopełnić tą wiedzę przekazując swój punkt widzenia. Brakowało jednak solidnych biomechanicznych podstaw które dawały by szansę na ugruntowanie, zbudowanie solidnych fundament całemu konceptowi, czegoś co to scali.
I tutaj pojawiło się światełko w tunelu. W pewnym momencie, kiedy sekcja w której ćwiczyłem zaczęła się rozpadać, jeden z kolegów, Maciek, zaczął pokazywać jakieś dziwne rzeczy, po których większość z nas leżała na glebie lub odlatywała nie rozumiejąc do końca co się zadziało. Na początku nie spotkało się to z jakimś większym entuzjazmem, co więcej pojawiła się wrogość (między innymi w mojej głowie), gdyż styl który tak kochałem był atakowany. Z czasem, po kilku latach, kiedy emocje opadły zrozumiałem, że problemem nie było to co Maciek pokazał, a raczej nieporozumienia międzyludzkie które wisiały nie wyjaśnione w powietrzu oraz jak to zwykle bywa brak szczerej rozmowy.
W 2023 poznałem nauczyciela Maćka – Chen Zhong Gua na warsztacie w Żywcu zorganizowanym przez ćwiczących tam chłopaków Damiana Jagosza i jego ucznia Marcina Hefnera. Przyznam, że nie jechałem tam z jakimiś nie wiadomo jakimi oczekiwaniami. Za dużo już widziałem, żeby podniecać się takimi wydarzeniami. I tutaj niespodzianka. Po pierwsze nauczyciel nie mówi o jakichś mistycznych teoriach bazujących na czuciu i wrażliwości, a na konkretnych zasadach na których opiera się mechanika stylu. Co więcej, te zasady są bardzo spójne z zasadami na których powinna bazować sama Modliszka, a co więcej w bardzo ciekawy, nowy sposób pokazywały nowe spojrzenie na funkcjonalności ciała. No i się zaczęło 😉 Wykład wprowadzający był bardzo ciekawy, przerywaliśmy go czasami nauką podstawowych ćwiczeń czy formy aby wiedzę teoretyczną przełożyć na praktykę. W grupie ćwiczących, jak to zwykle, wyróżniali się instruktorzy. Oficjalnie w Polsce istniała wtedy jedna szkoła, którą prowadzi Tomek Raganowicz w Gdyni. Mieliśmy możliwość poznać się parę lat wcześniej. Okoliczności życiowe w których wtedy byłem, nie zaowocowały jednak dalszym kontaktem. Poza Tomkiem i Maćkiem moją uwagę przykuł właśnie Damian. Sprawiał wrażenie cichego, spokojnego, ale zarazem pewnego siebie. Pod wieczór mieliśmy możliwość pogadać i co ciekawe poćwiczyć. To było dość osobliwe przeżycie. Damian okazał się gadułą, który, aż rwał się, żeby to co mówi pokazać, i to całym sobą. Nie było w tym żadnej ideologii a czyste kung fu które tak bardzo kocham. Entuzjazm połączony z wiedzą napawał dużym optymizmem. Wreszcie pojawił się praktyk, otwarty, skory do rozmowy i wymiany doświadczeń. Miło było poznać kogoś, wywodzącego się z zupełnie odmiennego środowiska, z otwartą głową. Co więcej, Damian jest typem racjonalisty, czasami, moim zdaniem aż przesadnie 😉 W miarę jak ćwiczyliśmy cieszyłem się tą nową znajomością coraz bardziej. Odnalazłem bratnią duszę kung fu.
Kolejną, wydaje mi się ciekawą kwestią, był fakt, że Damian tak jak inni koledzy ze środowiska sztuka walki, przez wcześniejszy trening oraz inne doświadczenia życiowe miał już wtedy mocno dojechane ciało. Zbliżał się też do 40. Pomimo tego, fajnie się adoptowało do wykonywanych technik. Ruszał się miękko, ale pewnie. Ciekawie generował siłę, zakorzeniał się. Czuć było siłę. Było w tym jednak coś dziwnego. Okazało się, że kilka miesięcy przed warsztatem przeszedł operację kolana, gdzie z doświadczenia wiem, że często kończy to przygodę ze sportem. Facet miał na tyle dużo determinacji, żeby zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać. Na szczęście styl który zgłębiał poprzez tak dobre zrozumienie struktury oraz mechaniki ludzkiego ciała działał na jego korzyść. Pomagał mu się regenerować zadziwiająco szybko i skutecznie. Jako fizjo znam się na ludzkim ciele, rozumiem biomechanikę i coś tam już w życiu widziałem . Wiedziałem, że sam sobie nie poradzi. W miarę trwania warsztatu, oraz na kolejnym który odbył się w Gdyni u Tomka coraz lepiej nam się gadało. W końcu dał się namówić na szybką terapię w związku z kolanem. Cieszyłem się, że mogłem pomóc. Pod koniec warsztatu, ku wielkiej radości wszystkich, nauczyciel Chen zarządził ceremonię oficjalnego przyjęcia Damiana na ucznia. To duże wyróżnienie w tym środowisku. Potwierdziło to też wartość merytoryczną nowego instruktora, nauczyciela z Żywca. Mało jest takich osób, którzy posiedli wiedzę i są skorzy do dalszego jej przekazywania. Jeszcze mniej takich którzy potrafią pokazać to o czy mówią. Damian jest ciepłym, fajnym ogarniętym gościem, aczkolwiek narwańcem. Myślę jednak, że dzięki tej kombinacji cech, mimo, że czasami jest ciężko nadążyć, dzieją się fajne rzeczy 😊. Uważam, że ciężkie przed nami stoi wyzwanie. Głęboko wierzę, że sztuka walki tak piękna i wyjątkowa jaką jest kung fu przetrwa dzięki właśnie takim ludziom.